Lasy w Polsce zajmują obecnie około 30% powierzchni kraju, czyli ponad 9,2 mln ha. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat w znacznym stopniu się zmieniły. Przede wszystkim (oprócz zwiększającej się lesistości) zmienił się skład gatunkowy drzewostanów. Obecna na każdym kroku sosna pospolita była i dotąd jest zastępowana przez wiele gatunków drzew liściastych – buka, dęba, brzozę, olszę oraz wiele innych. Jednak nadal pozostaje królową naszych lasów. Jej udział procentowy z każdym rokiem maleje, aczkolwiek aktualnie wynosi około 60%, dając tym samym sośnie pierwsze miejsce na podium.

Z tyłu sosna, z przodu sosna, czyli monokultura

W dzisiejszych czasach wiele uwagi poświęca się w dyskusji publicznej oraz mediach społecznościowych zagadnieniu monokultur sosnowych i ich negatywnym charakterze. Jednak jak to w życiu, a w przyrodzie już szczególnie, nic nie jest tak zerojedynkowe. Pierwszym poruszanym tematem jest kwestia niskiej różnorodności biologicznej monokultur sosnowych, zarówno w poszczególnych piętrach roślinności (kwaśna ściółka, ubogie runo, brak lub mało rozwinięty podszyt, warstwa drzewostanu złożona z jednego gatunku z nielicznym jednostkowym występowaniem brzozy lub też całkowitym brakiem innych gatunków drzewiastych) jak i na poziomie faunistycznym. Pojawia się również zagadnienie odporności i stabilności drzewostanu, które to są istotne ze względu na trwałość i kondycję lasu. W końcu zdrowy i stabilny ekosystem lepiej poradzi sobie np. z gradacją szkodliwych owadów lub z większym prawdopodobieństwem przetrwa huragany i gwałtowne burze. Leśnikom oczywiście leży na sercu los i zdrowie polskich lasów, ale osobom sugerującym tej grupie zawodowej jedynie chęć zysku możemy powiedzieć, że dbanie o kondycję lasów jest po prostu ekonomicznie opłacalne. Dzięki temu można znacząco obniżyć koszty związane z usuwaniem skutków niekorzystnych zdarzeń. 

Jak to się ma to monokultur sosnowych? Monokultury sosnowe są powszechnie uważane za lasy „sztuczne”, o niskiej odporności na zagrożenia biotyczne i abiotyczne, ubogie, nietrwałe, słabe i delikatne. I jest w tym duże ziarno prawdy. Takimi lasami były np. posadzone w okresie powojennym wielkie połacie lasów sosnowych, których zadaniem było szybko urosnąć i dać jak największe plony. Niestety skład gatunkowy odnowień wykonywanych w przeszłości bardzo często był nieodpowiedni w stosunku do siedliska i to w dużej mierze odpowiada za to, że monokultury mają niską odporność i są niestabilne. I tak mamy dzisiaj, przykładowo w Borach Tucholskich, drzewostany z litą sosną, kiedy przeprowadzone w ramach projektów Narodowego Centrum Nauki badania osadów z dna jeziora wskazują na to, iż  przed I rozbiorem Polski na tym terenie występował las mieszany z udziałem sosny na poziomie 30-40%. „Prusy na dużą skalę zaczęły przekształcać lasy w Borach Tucholskich. Nagle, w ciągu dekady, w efekcie tej działalności udział sosny podskoczył aż do 60-70%. Odbywało się to kosztem drzew liściastych, takich jak grab, lipa czy buk” – zaznacza dr Słowiński z Instytutu Geografii i Zagospodarowania Przestrzennego PAN. Jednak współcześnie w polskich lasach przeprowadzane są szczegółowe inwentaryzacje oraz badania, dzięki którym poznajemy skład florystyczny, klimat, żyzność i wilgotność, a także budowę geologiczną gleby. Z pomocą tych informacji określamy na nowo, jakie gatunki powinny rosnąć na danym terenie. I te gatunki stopniowo wprowadzamy w Lasach Państwowych. Na typie siedliskowym, jakim jest żyzny las wilgotny nie posadzimy sosny, lecz dęba i klona. W wilgotnym olsie nie potraktujemy świerka jako głównego gatunku (którego monokultury możemy znaleźć w górach – sytuacja analogiczna jak z sadzeniem monokultur sosnowych), posadzimy za to olszę, jesiona, a świerka jedynie domieszkowo. Są jednak takie siedliska, na których sosna powinna być najważniejszym gatunkiem, a na niektórych jest wręcz jedynym drzewem, które ma szansę urosnąć i utworzyć las. 

Przykładem takiego siedliska jest bór suchy. W jego obrębie możemy znaleźć na przykład śródlądowy bór chrobotkowy – jeden z leśnych zespołów roślinnych. W Polsce takie ekosystemy są bardzo często prawnie chronione, tworzymy dla nich rezerwaty przyrody. Jak wygląda ten wyjątkowy las? Oczywiście poza unikatowymi i efektownymi porostami, jakimi są różne gatunki chrobotków w lesie tym znajdziemy głównie… sosnę. Sosna, ewentualnie z niewielką domieszką brzozy brodawkowatej jest w takim lesie widoczna wszędzie i choć nie jest obiektem zachwytu to jednak tworzy miejsce dla rozwoju tego wspaniałego zespołu fitosocjologicznego. Poza nią znajdziemy gdzieniegdzie jałowca, borówkę i wrzosy. 

Jaki mamy klimat, czyli warunki siedliskowe Polski

Są takie miejsca w Polsce, w których warunki do rozwoju roślinności są trudne, a gatunki liściaste, nawet gdybyśmy je wprowadzali „na siłę”, czyli sadzili licznie i z uporem – nie utworzą nigdy lasu. Są to obszary o niskich opadach, z glebą piaszczystą o małej żyzności, o płaskim ukształtowaniu terenu, które oznacza duże narażenie na wiatr. Sosna jest jedynym gatunkiem drzewiastym, który dzięki swojej dużej umiejętności przystosowania się do ciężkich warunków, jest w stanie osiągnąć duże wymiary, funkcjonować przez długi czas oraz w ogóle przeżyć w takim otoczeniu. Sytuacja, jak się ukazuje jest jednoznaczna – musimy sobie tylko odpowiedzieć na pytanie, czy wolimy, żeby w takich regionach (które swoją drogą pokrywają znaczną część Polski) rósł las sosnowy, czy żaden? Moglibyśmy oczywiście pozostawić pole do popisu dla przyrody, jednak las, którego jako ludzkość potrzebujemy z wielu względów już teraz, zarówno pod względem pozyskania surowca jak i przyczyn klimatotwórczych, pojawi się tam znacznie później niż na bardziej przyjaznych dla rozwoju roślinności terenach. My możemy po prostu przyspieszyć ten proces.

Mały, a niebezpieczny – kornik ostrozębny

Wiemy już, że sosna nie taka zła, jak ją malują i że póki co mamy jej w Polsce bardzo dużo. Sosna, jak każdy żywy organizm jest jednak narażona na różnego rodzaju choroby. Wyobraźmy sobie sytuację, w której 60% lasów Polski nagle zaczyna zamierać i niespecjalnie możemy temu zapobiegać. Wizja ta nie napawa optymizmem, jednak jest co raz bardziej realna. Wszystko za sprawą małego żyjątka, jakim jest 3,5 mm owad. Pierwszy człon jego nazwy gatunkowej z pewnością jest powszechnie znany z Puszczy Białowieskiej – to kornik. Jednak ten nie żeruje na świerkach, ale właśnie na tak licznie występującej w Polsce sośnie pospolitej. Mowa o korniku ostrozębnym. I to właśnie on zaczyna spędzać sen z powiek leśnikom. Chrząszcze zaczynają być aktywne na przełomie kwietnia i maja, ale tylko w teorii. Jest tak, ponieważ ich działalność pozostaje w ścisłej korelacji z warunkami atmosferycznymi. Oznaczać to może potencjalne zagrożenie gradacją – obserwowane obecnie wysokie temperatury mogą spowodować, że rójka rozpocznie się już w lutym lub marcu i potrwa znacznie dłużej. 

Czemu jednak nie chcemy tego owada w sosnowym lesie? Przede wszystkim potrafi on atakować osłabione, lecz żywe i potężne drzewa. Osłabienie odporności drzew będzie bardziej drastyczne w monokulturze sosnowej, ale może także wystąpić dopasowanym do siedliska, stabilnym drzewostanie, gdyż tak jak i u ludzi, taka sytuacja może występować sezonowo. Obecnie w wielu rejonach kraju, dodatkową przyczyną może być np. obniżenie poziomu wód gruntowych. 

Jak wygląda aktywność tego żyjątka? Kornik wgryza się pod korę, a następnie drąży chodnik macierzysty. Do tego momentu nie byłoby najgorzej, gdyby byłoby to tylko żerowanie, jednak owad ten robi to, aby się rozmnożyć. Po złożeniu w tym miejscu jaj wykluwają się liczne larwy, z których każda drąży swój własny korytarz. I tu zaczyna się problem. Każda larwa wytworzy swój korytarz, uszkadzając w pewnym stopniu tkanki przewodzące drzewa, a po dojrzeniu płciowym każda młoda samica rozpoczyna rozmnażanie, czyli szuka kolejnego drzewa, w którym wgryza się pod korę, drąży korytarz i składa jaja. Koło się zamyka. I w ten sposób w bardzo szybkim czasie kornik ostrozębny może spowodować bardzo istotne szkody w drzewostanie. Jeżeli dołożymy do tego jeszcze fakt, że jedna samica może złożyć jaja dwukrotnie w ciągu roku to możemy sobie wyobrazić, jak duże zagrożenie może stanowić ten owad dla lasów sosnowych. Nie jest to jednak koniec negatywnych aspektów obecności tego gatunku dla polskich sosen. Podczas żerowania korniki infekują bowiem żywiciela grzybem, którego działalność powoduje siniznę drewna. Sytuację pogarsza również utworzenie warunków do rozwoju dla innych gatunków szkodliwych owadów, takich jak przykładowo przypłaszczek granatek lub cetyniec większy. Żerują one nierzadko na tych samych sztukach, przyspieszając ich zamieranie.

Nie od dziś wiadomo, że skutecznym sposobem na ograniczanie gradacji wielu owadów jest wyszukiwanie zajętych drzew i usuwanie ich z lasu. Metoda ta mogłaby mieć zastosowanie i w tym przypadku, pojawia się jednak pewna trudność, która skutecznie uniemożliwia wykonywanie takich zabiegów. Cały cykl działalności owada, którego bezpośrednim skutkiem  jest zamarcie drzewa jest bardzo krótki, a same drzewa zamierają w przeciągu 3-4 miesięcy od zasiedlenia (notowano również, że miejscami okres ten wyniósł od 1,5 miesiąca do nawet kilku tygodni!). Oznacza to, że czasu, aby znaleźć, wyciąć oraz wywieźć drewno jest bardzo mało. Do tego właściwe rozpoznanie objawów zasiedlenia jest bardzo trudne, zwłaszcza w początkowym okresie, a zważywszy na to, że czas nie działa w tym przypadku na naszą korzyść należałoby je rozpoznać właśnie na tym etapie. Najwcześniejszym symptomem jest niewielka zmiana w barwie igieł – stają się bledsze, o lekko stalowym odcieniu. Jednak jak zauważyć tak subtelną zmianę barwy, która zresztą nie zawsze będzie oznaczała kornika ostrozębnego, do tego jeszcze wysoko w koronie? To tam najchętniej osiedla się ten owad – w górnej części strzały, w konarach, a nawet cienkich gałązkach w obrębie korony. W tym przypadku nie zobaczymy trocinek wysypujących się z pnia, jak w przypadku kornika drukarza, kornik ostrozębny bowiem je „udeptuje”. Gdy zauważymy jednoznaczne objawy – przebarwianie igieł na rudo i ich opadanie – może być już za późno. 

Z tego powodu tak ważne są zdecydowane działania w postaci natychmiastowego wycięcia i wywiezienia z lasu drewna wraz z zagnieżdżonymi kornikami, może to spowolnić w pewnym stopniu gradację. Jednak ważne jest również skrupulatne usuwanie nawet drobnych gałęzi oraz odpadów z wyrębu lub ich rozdrabnianie. Dobrym momentem na wykonanie tych zabiegów jest okres od jesieni do wiosny, gdy temperatury spadną, a młode chrząszcze zimują w górnych partiach drzew. Nie będzie to remedium na zamieranie sosen, jednak może w znacznym stopniu ograniczyć populację szkodliwego owada. Jest to jednak walka nierówna i trudna. 

Co z tą sosną?

Wróćmy do powierzchni lasów w Polsce – wynosi około 9,2 mln ha. Obecne szacunki dotyczące kornika ostrozębnego mówią, że zjawisko zamierania lasu na skutek m.in. jego żeru może wystąpić nawet na 1 mln ha. Biorąc pod uwagę to oraz tytułowe pytanie możemy przypuszczać, że sosna pozostanie w naszych lasach jeszcze długo, aczkolwiek uszczerbek będzie znaczny. Jednak co czekałoby drzewostany sosnowe, gdyby nie skoncentrowane działania, zabiegi, nakłady finansowe oraz starania leśników? Tutaj odpowiedź nie musi być jednoznaczna, stwarza również pole do dyskusji, należy natomiast wziąć pod uwagę powyższe fakty oraz potrzeby społeczeństwa w zakresie użytkowania lasu. Ale to nie wszystko. Zabiegi, o których mowa wykonywane są w Lasach Państwowych – to około 7,3 mln ha powierzchni. Pozostała część to głównie lasy prywatne. Kto w nich będzie sięgał po własne fundusze w celu unieszkodliwiania kornika? A las jest lasem – owad nie zastanowi się, czy państwowym czy prywatnym. Młoda larwa po przekształceniu w dorosłego osobnika, szukając odpowiedniego drzewa do rozmnożenia również nie kieruje się aspektami własności. Jeżeli wykluje się w lesie prywatnym równie dobrze może zaatakować drzewostany w Lasach Państwowych i na odwrót. Dlatego tak ważny jest wspólny dialog w tej sprawie i wypracowanie rozwiązań, które pozwolą dbać o polską przyrodę. Jeżeli właściciele lasów prywatnych nie czują odpowiedzialności za stan ekosystemów w naszym kraju to z dużym prawdopodobieństwem zainteresuje ich kwestia ekonomiczna. Zamierające drzewostany w końcu nie przyniosą żadnego dochodu, a odnowienie lasu (będące obowiązkiem na gruntach leśnych) będzie wymagało dużych nakładów finansowych. 

Jak to zwykle bywa tak i w przypadku kornika ostrozębnego problem jest złożony. Musimy wziąć pod uwagę i kwestie przyrodnicze, i ekonomiczne, i społeczne. Najprościej byłoby pozostawić las samemu sobie i obserwować, jak przyroda radzi sobie ze stresem oraz zaburzeniami. To z pewnością piękne i interesujące. I robimy to – w rezerwatach ścisłych, w parkach narodowych. Jednak jako ludzkość korzystamy z lasu, korzystaliśmy z niego od zawsze. Trzeba się zastanowić nad tym, czy trwale zrównoważona gospodarka leśna (od której zresztą rozpoczęły się rozmowy na temat takiego pojęcia, jakim jest zrównoważony rozwój ogólnie – tak podkreślany w dzisiejszych czasach i to podkreślany słusznie) nie może być swoistym mostem pomiędzy naturą, a człowiekiem. Czy musimy korzystać z nieodnawialnych źródeł energii? Czy nasze wielkie miasta musimy wznosić z betonu? Czy nie powinniśmy się zatrzymać, spowolnić? W końcu kornik pojawia się tak nienaturalnie często między innymi z powodu braku wody w glebie oraz powietrzu, wysokich temperatur i bardzo silnej insolacji słonecznej, a to wszystko skutki zmian klimatycznych. Sam kornik oczywiście również ma swoje miejsce w ekosystemie i bez obaw – będzie żył. Wystarczy zapytać leśników zajmujących się ich zwalczaniem – bardzo prawdopodobne, że odpowiedzą, że sobie z nim nie radzimy. 

Autor tekstu: „W”

Kategorie: AKTUALNOŚCI